Misjonarz w PERU
rozwinięcie Niedzieli Misyjnej

Peru to z pewnością piękny kraj, ale zmagający się z wieloma trudnościami. Trzy różne krainy geograficzne (dżungla, Andy i wybrzeże) to nie tylko mnogość kultur i języków, ale także ogromne dysproporcje klimatyczne: podczas gdy dżungla w dorzeczu Amazonki nazywana jest płucami świata, położona na wybrzeżu stolica to miasto pustynne, pozbawione roślinności, deszczu, a przez 2/3 roku również słońca… Ale to właśnie tu napływa z prowincji kraju ludność – za pracą, edukacją, z nadzieją poprawy swego bytu. I przez lata żyje w ekstremalnie ubogich warunkach w slamsach na obrzeżu miasta – często kilka-kilkanaście osób w jednym pomieszczeniu-baraku, co trudno nazwać domem. I mimo że pracują ciężko, wystarcza im to tylko na przeżycie kolejnego dnia – 70% mieszkańców kilkunastomilionowej Limy żyje z dnia na dzień…

To właśnie wstrząsające ubóstwo tych ludzi, ich osamotnienie w codziennych zmaganiach, brakiem, chorobą – przyciągnęło moje serce gdy przed prawie 10 laty trafiłam do dzielnicy Villa el Salvador na południu Limy uczestnicząc w ewangelizacji w jednej z tamtejszych parafii. Przez 10 lat posługi misyjnej pracowałam w domu dziecka, prowadziłam dom rekolekcyjny, odwiedzałam w tamtejszych więzieniach uwięzionych tam naszych rodaków, ale przede wszystkim starałam się być blisko potrzebujących, by im dać nadzieję, przybliżyć ich do Boga, ale też wspomóc w ich materialnych zmaganiach szczególnie. w trosce o zdrowie i edukacje ich dzieci.

Obecny problem pandemii uderzył w wielka siłą w kraje ubogie, a Peru – z ponad pół milionem potwierdzonych przypadków plasuje się na szóstym miejscu w skali świata. Niestety, wprowadzony niemal natychmiast restrykcyjny stan wyjątkowy i zamknięcie ludzi w domach, nie dało w tym kraju oczekiwanego skutku. A powodem było właśnie ubóstwo, gdyż mieszkańcy stolicy zaczęli bać się głodu bardziej niż niewidzialnego wirusa i za wszelką cenę szukać sposobów na przetrwanie.

Ludzie zostawieni bez pomocy państwa, bez możliwości pracy i środków do życia, zaczęli organizować się między sobą i gotować „wspólny garczek” (olla comun) – jeden posiłek dziennie, dla 100-150-200 osób – dla nich jedyny posiłek w ciągu dnia. Każdy przynosi co może zdobyć do jedzenia, dzieli się tym i z tego powstaje jakaś „strawa”…

By pomóc tym ludziom na odległość (jako że akurat względy zdrowotne zatrzymały mnie w kraju), organizuję zbiórkę pieniędzy na paczki żywnościowe dla ubogich, cierpiących głód rodzin mieszkających w slamsach stolicy. Koszt takiej paczki to ok. 20-30 zł – dla nas to jest niewiele, a tam przeżycie 2-3 dni dla jednej rodziny. Akcję pomocową można wesprzeć na: www.zrzutka.pl/paczki-zywnosciowe-dla-peru

Również na facebooku w grupie: Pomoc dla Peru w zakładce „Peru-aktualna sytuacja” zamieszczam informacje o aktualnej sytuacji jak również zdjęcia z przekazywania paczek rodzinom w slamsach Limy. Bardzo zapraszam do dołączenia.